W ciągu kilku ostatnich lat w Polsce wiele się zmieniło. Z najnowszymi trendami jesteśmy na bieżąco i coraz wyraźniej zaznaczamy swoją obecność na światowej/europejskiej scenie sneakerheadów. W naszych działaniach wzorujemy się przede wszystkim na Stanach Zjednoczonych, co dla nas jest najważniejsze, są miejscem narodzin uwielbianych przez wielu kicksów. W ostatnich latach Europa mocno się w tym temacie podciągnęła, a to dzięki świetnym butikom w największych miastach zachodnich krajów, które sprowadzają do siebie najnowsze wydania butów lub wydają swoje kolaboracyjne modele.
Mimo sporej odległości jaka dzieli Polskę od tych krajów, nie przeszkadza nam ona w przejmowaniu trendów i zachowań dotyczących kultury sneakersowej – a te niestety, nie zawsze są dobre! I co najgorsze, powoli zaczynają na nas oddziaływać.
Coraz częściej zaczynamy podejmować rozmowy na temat Resellerów. Warto zastanowić się, czy rzeczywiście grupa ta ma aż tak wielki wpływ na kondycję naszej sneakersowej zajawki?
Właściwie kim tak naprawdę są resellerzy? Kto to jest reseller?
Może nie mają oni wcale takich złych intencji, a całe zamieszanie zrobione wokół nich jest przesadzone? A może jednak działają niczym nowotwór, który w spokojnym tempie wyniszcza nasz ukochany „nałóg”?
Żeby lepiej zrozumieć temat, na samym początku warto podzielić sprzedawców na trzy podstawowe kategorie:
1. Przeciętny kolekcjoner butów – do tej grupy zalicza się zdecydowana większość. Jeśli sprzedajemy jakąś parę, to tylko dlatego, że właśnie przyszedł czas na wiosenne porządki, a miejsce w szafce na kolejne modele samo się nie zrobi lub po prostu znudziły nam się dane buty i chcemy na nich trochę zarobić
2. Sklepy/komisy z wysyłką do domu – wiadomo, o co chodzi
3. Wspomniani już wcześniej resellerzy, czyli osoby, które zajmują się wyłącznie sprzedażą ze sporą przebitką. Dla nich liczy się tylko zysk.
Te trzy typy sprzedawców na co dzień funkcjonują w naszym środowisku. Jedni są bardziej, a drudzy mniej widoczni, ale na pewno znacząco się od siebie różnią w określonych sytuacjach.
I. Pierwszy typ, to właściwie dość mocno naciągana wersja sprzedawcy. To przede wszystkim osoba, która jara się kicksami – kolekcjonuje je tak jak inni kolekcjonują np. znaczki czy monety. W swoje hobby wkłada maksymalne pokłady pasji. Tutaj istnieje wiele wariantów, dlaczego pozbywa się swoich zbiorów. Oprócz chęci zrobienia miejsca, może to być na przykład potrzeba zdobycia szybkiej gotówki na zakup innej pary itp.
II. Kolejny typ to sklepy/komisy jak na przykład Flightclub. Wystawiają oni Twoje buty na sprzedaż, pomagają w ustaleniu ceny i pobierają prowizję w okolicy 20-30% ceny sprzedaży. Można powiedzieć, że jest to zwyczajny biznes, funkcjonujący na dobrze nam znanych zasadach od wielu lat, lecz mimo wszystko, chyba charakteryzuje się on o wiele bardziej wyważonymi proporcjami, niż w przypadku naszej trzeciej grupy.
III. Czas na ostatnią i zarazem najważniejszą dla artykułu kategorię – mowa oczywiście o resellerach. Reseller to osoba, które koczuje pod sklepem kilkanaście/kilkadziesiąt godzin przed premierą i wykupuje najlepsze rozmiary butów i później sprzedaje je z dużym zyskiem, oczywiście w cenie wyższej niż ta premierowa. Można to oczywiście przenieść także na sklepy internetowe, gdzie reseller wykupuje większość najlepszych rozmiarów w celu późniejszej odsprzedaży.
Przykładowy kolekcjoner ma kilka określeń na taką osobę. Może to być typowy szkodnik, wróg numer jeden, który niszczy tę świetną kulturę i dąży do zabrania tego, na czym nam wszystkim najbardziej zależy, czyli zajawki na kolekcjonowanie butów. Oprócz tego jest to również „magazynier” pozbawiony miłości do gry, pasożyt żerujący na sneakerheadach, dla którego liczy się tylko zarobienie pieniędzy.
Jak widać, są to dość ostre słowa, ale czy możemy się dziwić tym pasjonatom? Wyobraźcie sobie, jak można się poczuć, gdy stoi się w kolejce kilkanaście godzin, poświęca masę swojego czasu i energii tylko po to, żeby usłyszeć od sprzedawcy tekst typu: dosłownie przed chwilą ktoś wykupił kilka ostatnich par Twojego rozmiaru… Wracasz do domu z niczym, ale jeszcze nie dajesz za wygraną. Otwierasz przeglądarkę internetową i szukasz kicksów w sklepach internetowych. Tam też wszystko wykupione po 10 min od premiery. Zaczynasz więc szukać butów na aukcjach internetowych, a tam kolejne rozczarowanie – ktoś właśnie sprzedaje je po cenie o wiele większej niż ta wyjściowa. Sami widzicie, tego wkurwienia nie da się opisać słowami!
Oczywiście, niektórzy mogą powiedzieć, że to wyłącznie nasza wina. Przecież mogliśmy się lepiej przygotować do całej akcji, być szybsi, trzymać rękę na pulsie i wtedy na pewno cieszylibyśmy się z nowego zakupu – jednak chyba nie do końca tak to działa.
Dodatkowo popyt o wiele bardziej niż kiedyś, nakręcany jest przez tak zwany hype, który resellerzy wykorzystują do granic możliwości bez żadnych skrupułów. Każdy, kto chociaż odrobinę liznął tej kultury wie, że kupno od nich butów wiąże się ze sporym odchudzeniem portfela.
Dobra, w pierwszej części trochę sobie ponarzekaliśmy, ale musimy pamiętać, że każdy kij ma dwa końce. Z drugiej strony, wiele osób uważa, że sneakersowa kultura wcale nie przechodzi żadnego kryzysu. Wręcz przeciwnie, ma się całkiem dobrze, a resellerzy nie odgrywają w tym wszystkim żadnej znaczącej roli.
Wiadomo, że najgorszym uczuciem jest moment, w którym słyszymy, że nasz rozmiar został wyprzedany i tak naprawdę niepotrzebnie czekaliśmy tyle czasu w kolejce. Jeśli jednak całą winę zwalamy na resellerów, to czy kiedykolwiek pomyśleliśmy o samej polityce danej firmy, która zajmuje się wypuszczaniem kultowych już modeli butów? Często opiera się ona na mocno limitowanych edycjach, a przecież ludzie odpowiedzialni za dostępność kicksów zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda cała ta sytuacja, że popyt na dany model może być ogromny. Dlaczego nie winimy firm?!
Ponadto, co ze sneakerheadami, którzy akceptują te bajońskie sumy wychodzące od resellerów? To w końcu oni są motorem napędowym ich działalności. Jest to prosta logika – jeśli tylko mały odsetek godziłby się na te nienormalne warunki, to działalność resellerów przestałaby się opłacać i nie mogliby oni wówczas dyktować tak kosmicznych cen. Sami nakręcamy to zjawisko. Czy winimy samych siebie?!
Można powiedzieć, że mamy do czynienia z tymi, którzy sięgną do kieszeni po hajs i bez problemu spełnią oczekiwania tych „sprzedawców” oraz z tymi, którzy potrafią sobie wyznaczyć pewną granicę czy umiar i nie chcą płacić dodatkowej kasy, bo uważają, że nie jest to fair.
Ustaliliśmy sobie już, że reseller zajmuje się sprzedażą butów, żądając za nie ekstremalnie wysokich kwot. Okej, nie jest to fajne, ale teraz spójrzmy na siebie samych. Kto nigdy nie sprzedał jakiejś własnej pary za więcej, niż za nią zapłacił w sklepie, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jak wówczas nazwać takie zjawisko? Czy wtedy nie zachowujemy się jak dobrze nam znani resellerzy? Odpowiedź pozostawiamy wam.
Natomiast jeśli chodzi o nas, to gdy podsumujemy wszystkie za i przeciw, to tak naprawdę nie potrafimy jednoznacznie wypowiedzieć się w tym temacie. Jedno jest pewne – ta specyficzna grupa na pewno nie niszczy naszej ukochanej kultury, może ewentualnie w jakimś stopniu gasić pasję poszczególnych sneakermaniaków. Jednak czy całe zło możemy przypisać właśnie im? Co z polityką firm i osobami przystającymi na te warunki?
Jeśli chodzi o Polską to wydaje się nam, że to zjawisko/takie osoby jeszcze nie występują, a jak już to ich liczba jest do policzenia na palcach jednej ręki. Ostatnią pseudo resellerską akcję jaką pamiętam to akcja z kupnem kilkunastu par Air Jordan 11 „Concord” (jeśli było coś później to dajcie znać w komentarzach)… bo przecież nie nazwiemy resellerem osoby, który szuka tanio butów na ebayu i sprzedaje je drożej parę tygodni później. Można raczej powiedzieć, że osoba ta jest „przedsiębiorcza” i TYLKO TYLE.
A Wy, jakie macie zdanie w tej kwestii? Resellerzy są wam obojętni, czy denerwują was, jak pękająca farba na podeszwach w świeżych kicksach?