Od dobrego tygodnia media były bombardowane newsami, związanymi z najnowszą produkcją NETFLIX pt. Travis Scott – Look Mom I Can Fly. Już 23 sierpnia na oficjalny kanał Netflixa na portalu YouTube, wjechał pełny dwu-minutowy zwiastun. Natomiast premiera całego materiału odbyła się 28 sierpnia 2019 roku.
Bazując na samym opisie, dostarczonym przez NETFLIX jest to kameralny dokument, w którym oglądamy jak Travis Scott pracuje nad albumem Astroworld, zdobywa rozgłos, stawia czoła kontrowersjom i uczy się bycia ojcem.
Fajnie i… nie fajnie. Wydaje mi się, że głównym zarzutem wobec tego materiału mogą być opinie, że twórcy w dużej mierze zdecydowali się na wrzucenie fragmentów z wybranych koncertów, a samego Travisa Scotta, który mógłby się zwrócić do widza lub podzielić jakąś ciekawostką jest jak na lekarstwo.
Słucham Scotta. W zasadzie od drugiego mixtape’u pt. Days Before Rodeo, wydanego w wytwórni Grand Hustle, należącej do T.I. W sumie chyba niegdyś cieszył się on podobnym hypem co nasz główny bohater. Lubie muzykę tworzoną przez Travisa. Dla mnie to coś nowego. Powiew świeżości i niekonwencjonalne zagrania, ale przyznam bez bicia, że jakoś nigdy nie miałem ochoty sprawdzać biografii tak jak w przypadku jego mentora Kanye Westa (tak chyba można powiedzieć, prawda?).
Dlatego mimo niewielkich fragmentów z życia prywatnego, dowiedziałem się w jakich warunkach dorastał, że ma rodzeństwo i jak wygląda jego relacja z rodzicami. Na pewno dużym plusem są momenty ukazujące pracę nad najnowszym albumem Astroworld i tutaj również dopiero po obejrzeniu materiału ogarnąłem do czego dokładnie odnosi się tytuł (nie bijcie mnie!).
Co do koncertów to mogę tylko żałować, że nie wybrałem się na Opener… Bazując na tym co zobaczyłem, gość jest ogromnym profesjonalistą. To jak przygotowuje się do występu to mistrzostwo. Do tego należy wspomnieć o wyglądzie sceny. Totalny kosmos.
Kto obecnie w rapie może pochwalić się takimi rozwiązaniami? Może i Kanye, ale on pojawia się raz na rok… Zresztą tego drugiego miałem okazję zobaczyć na żywo i był to najlepszy koncert na jakim dotychczas byłem. Wydaje mi się, że na Scott’cie miałbym podobne odczucia. Latające ptaki, park rozrywki, ogromne światła, lasery czy ogień. To tylko namiastka tego co może on nam zaprezentować.
No i co najważniejsze, aczkolwiek chyba też najbardziej banalne, o czym ktoś ze starszych roczników chyba w ogóle by nie pomyślał. Travis Scott umie w koncerty. Nie gra z playbacków, a jeśli to robi to w minimalnym stopniu.
Powiecie, że to kpina, że po co w ogóle rozkminiam ten aspekt, ale niestety tak już jest… Na początku dokumentu jeden z małoletnich fanów krzyczy do kamery: MŁODZI RZĄDZĄ. Zgodzę się, aczkolwiek finalnie do kogo Travis uderza, by otrzymać końcowy kształt Astroworld? Opierając się na tym dokumencie, wynika że do 45-letniego Scotta Storcha, który z tatusiowym brzuszkiem siedzi razem z ekipą Cactus Jack’a i proponuje coraz to nowsze rozwiązania.
Dlatego nie będę teraz rozkminiać czy tylko młodzi rządzą. Nie będę oceniał czy nowa scena robi dobry rap czy nie. Aczkolwiek wobec jednej kwestii nie możemy przejść obojętnie. Mowa zarówno o naszym rodzimym rynku, jak i zagranicznym – wyświetlenia, wyświetlenia i jeszcze raz siano.
Biznes należy do młodych, ale niestety większa część z nich nie potrafi zagrać koncertu na żywo lub czasami ma z tym po prostu problem. I nigdy nie wiesz na jaki dzień trafisz. Czy wybrana przez Ciebie gwiazda będzie w formie i dźwignie temat czy jednak skupi się tylko na podskakiwaniu i recytacji co drugiego/trzeciego wersu.
Trochę zboczyłem z tematu, ale zrobiłem ten wstęp, by powiedzieć, że Travis potrafi utrzymać dobry poziom na żywo. Nawet gdy podskakuje, biega czy leży na tłumie. Wspomniany dokument jeszcze bardziej utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Mimo wszystko cały czas mam wrażenie, że był to tylko zlepek filmików, które zalegały na telefonach Scotta i jego znajomych, a że pojawiła się kolejna okazja, by na tym zarobić to czemu nie skleić tego w taki sposób, by otrzymać namiastkę dokumentu.
Czas również nie jest naszym sprzymierzeńcem i nie odnoszę się tutaj do wspomnianego hasła, że młodzi rządzą. Materiał trwa niecałe półtorej godziny. To trochę mało jak na gwiazdę tego kalibru, która obecnie jest na topie.
Chyba jestem przyzwyczajony do formatu proponowanego przez konkurenta NETFLIX, czyli HBO. Producenci tego drugiego serwisu zazwyczaj szykują przynajmniej dwu-odcinkowy dokument o wybranej osobie, gdzie każdy z odcinków ma 60 minut.
Podsumowując, pozycja Travis Scott – Look Mom I Can Fly to fajna ciekawostka dla wszystkich fanów rapera, szczególnie dla tych, którzy nie mieli okazji być na jego koncercie lub nigdy nie sprawdzali jak młody artysta radzi sobie na scenie. To też dobry tytuł dla osób, takich jak ja, którzy śledzili muzyczne ruchy, ale już niekoniecznie sprawdzali informacje na temat jego życia prywatnego. Plus również za wybrane numery, które lecą w tle i które akurat sprawiły, że na dobre zajarałem się Travisem. Na minus towarzyszące odczucie, że jest to po prostu zlepek filmików. Za mało wypowiadającego się Scotta oraz fragmentów, które ukazywałyby większą ilość prac na albumem.