1. Nasze podstawowe pytanie: czym jest We Peace It apparel i kto tworzy ten projekt?
Tak naprawdę cały projekt powstał dość dawno temu, dokładnie w 2011 roku, funkcjonując wówczas jako internetowy portal. Jego założycielami byli moi dobrzy znajomi Ania i Mateusz. We Peace It to był w sumie jeden z pierwszych lifestyle’owych portali, na którym i ja z czasem zacząłem się udzielać. Można powiedzieć, że to były początki pierwszych wspólnych projektów. Natomiast, w momencie którym sama strona internetowa oraz koncept przeszły generalny lifting, sytuacja nieco się zmieniła. Niestety nie do końca wszystko się udało, co spowodowało, że każdy z nas poszedł w swoją stronę. We Peace It było czystą zajawką. Nie było z tego praktycznie żadnych pieniędzy. Projekt upadł a ja pozostałem przy ciuchach. Zmieniłem logo, nazwa została, ale dodałem do niej człon Apparel a z racji, że działałem w porozumieniu z Anią i Mateuszem to nie robili oni żadnych problemów.
2. Kolaboracje między firmami nie są aż tak popularne na naszym rynku jak za oceanem. Natomiast Wam taka forma leży. Z czego to wynika? Nie wolicie mieć pełnej władzy przy tworzeniu kolekcji?
Dość prosta sprawa. Jeśli sami mówicie, że za oceanem takie ruchy się sprawdzają to u nas też musi to działać. Oczywiście wiadomo, że na naszym podwórku nie ma takiego pieprznięcia i nie mamy co się równać marketingowo z wielkimi zagranicznymi brandami. Tutaj nie jesteśmy firmami o zasięgu globalnym, lecz głównie lokalnym. Wiadomo, że są pewne wyjątki jak Turbokolor czy Urban Flavours, ale ogólnie działamy na mniejszą skalę. Natomiast, jeśli chodzi o drugą część pytania to nam nie chodzi o pełną władzę podczas procesu tworzenia. Każda ze stron podsyła własne projekty i wspólnie wybieramy te najlepsze. To tak naprawdę praca dwóch grup, dwóch grafików. Zbieramy pomysły, wymyślamy koncepcję, zdjęcia i resztę rzeczy.
3. A teraz pytanie, które często się u nas pojawia. Skąd bierzecie pomysły na nowe ciuchy? W zasadzie każdy świeży drop to inna bajka. Jakie jest Wasze główne źródło inspiracji?
Ogólnie nie będzie to nic odkrywczego. Internet, muzyka czy otoczenie. Ponadto wszystkie tematy wymyśla projektantka, która przy okazji jest też moją dziewczyną. Jest ilustratorką, graficzką i ma wykształcenie w tym kierunku. Cały czas skupia się na świeżych pomysłach lub szuka czegoś co nie było na maksa przemielone i wałkowane. Bądźmy szczerzy, ciężko znaleźć coś zupełnie nowego, ale też nie widzimy sensu w ślepym powielaniu schematów. Trzeba po prostu podać je w zupełnie innej, własnej formie. Natomiast nie uciekamy też od trendów. Nic z tych rzeczy. Nie można pomijać ich wpływu. Jeśli zaczniesz od nich uciekać to zginiesz w tłumie, uciekną odbiorcy i pojawi się zastój. Dodatkowo moja dziewczyna odpowiada nie tylko za kolekcje sygnowane przez We Peace It apparel, ale na przykład pracowała dla GANG by Fandango, THE HIVE Clothing czy jeszcze kilku innych marek odzieżowych. Ma pojęcie i zna się na tym co robi. Co ciekawe, nie ma żadnej strony internetowej, także nigdzie jej nie znajdziesz, taki ma styl i podejście.
4. Naszym zdaniem przeszliście ogromną metamorfozę. Od prostych wzorów, po dojrzałe rozwiązania, które dopełniane są porządnymi lookbookami. Kiedy pojawił się ten punkt kulminacyjny, który sprawił, że WPI kojarzy nam się przede wszystkim z solidnymi kolekcjami?
Ciężko nam powiedzieć o kulminacyjnym punkcie. Cieszymy się, że tak wyszło. Staramy się robić coraz więcej lepszych rzeczy. Szukamy dobrych materiałów, śledzimy też inne marki zza oceanu. Kłamstwem byłoby mówienie, że nie patrzymy na duże zagraniczne brandy. Warto obserwować tych największych, gdyż oni najlepiej znają się na temacie. My w miarę możliwości chcemy, by nasze produkty kojarzyły się z wysoką jakością. Osiągnęliśmy ten stan rzeczy dzięki dobrym szwalniom, lookbookom czy profesjonalnemu sklepowi. To musi być dla nas dobrze funkcjonujący biznes, bo bądźmy szczerzy, z samej zajawki jeszcze nikt nie wyżył.
5. Skoro już mówicie o tych największych brandach to, które są Waszymi faworytami?
Chyba Was nie zaskoczymy. Wiadomo, że nowojorski brand Supreme jest tutaj pionierem. Do tego dochodzi Stussy czy japoński Bape. Warto wiedzieć co dzieje się u naszych azjatyckich sąsiadów. Oprócz tego lubimy markę REPRESENT. Może nie wszystko z ich asortymentu do nas trafia, ale robią naprawdę porządne rzeczy a do tego mają kapitalne lookbooki. Wiedzieliście, że na przykład do produkcji ich spodni trzeba mieć specjalne maszyny, które są w stanie urzeczywistnić te projekty? W Polsce o takie ciężko, trzeba ściągać je na zamówienie.
6. Delikatnie poruszyliśmy temat lookbooków. Sami odpowiadacie za koncepcje i klimat materiałów promocyjnych? Z iloma fotografami współpracujecie na co dzień i czym taka osoba musi się wyróżniać, by mogła z Wami pracować?
Generalnie współpracujemy z dwoma fotografami i raczej nie zamierzamy zmieniać tego stanu rzeczy, bo znamy się już szmat czasu. Działamy wspólnie od bardzo dawna i każda ze stron dobrze wie czego wymaga i oczekuje. Obaj wiedzą jaką robotę mają zrobić, bo tak naprawdę fotografów, którzy znają się na streetwearze jest w Polsce bardzo mało. Dlatego nie zrezygnujemy z usług Łukasza Nowaka ze Studio w Browarze oraz Wojciecha Kotlarza z Urban Flavours. Natomiast, jeśli chodzi o koncepcje i klimat to wszystko robimy razem.
7. Wybór modeli to też nie jest u Was przypadek. W jaki sposób dochodzi do selekcji osób? Na zdjęciach pojawiają się znajomi, którzy akurat pasują do klimatu ciuchów czy po prostu korzystacie z agencji i ich propozycji?
Nie korzystamy z agencji modeli. Osoby, które pojawiają się w naszych lookbookach to znajomi z Krakowa. Poznaliśmy ich dzięki chłopakom z Urban Flavours (Wojciech Kotlarz i Maciej Wojdyła – przyp. red.). Od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach, więc można powiedzieć, że trafiliśmy w dziesiątkę.
8. Skoro tak bardzo lubujecie się w kolaboracjach to z jakim zagranicznym brandem weszlibyście we współpracę? Uzasadnijcie swój wybór.
Współpraca, która jeszcze pozostaje w sferze marzeń to I Love Ugly. Dlaczego? Bo bardzo podoba nam się ich styl i design. Praktycznie wszystko co stworzą jest mistrzowskie, zrobione we własnym stylu. Myślę, że moglibyśmy odnaleźć się w ich produkcjach. Niestety obecnie zagraniczne kolaboracje nie mają dla nas przełożenia biznesowego. Musielibyśmy celować w absolutny top, żeby ktoś się tym zainteresował, inaczej nie ma to dla nas sensu. To musiałby być ktoś pokroju HUF, Trasher, Stussy czy Diamond. Ogromny gracz a na to nie ma obecnie szansy. Dlatego my wolimy skupiać się na naszym rodzimym podwórku i polskich markach, gdyż więcej osób nas tutaj zna.
9. Widać, że nie lubicie stać w miejscu. Ostatnio zmieniliście szatę graficzną strony a do tego z bardzo dużą częstotliwością wrzucacie nowości, kolaboracje, pełne kolekcje czy mini-dropy. Tak więc musi paść to pytanie. Możecie uchylić nieco rąbka tajemnicy, jeśli chodzi o zbliżające się projekty?
Czekają nas dwie bardzo ciekawe kolaboracje. Jedna dotyczy magazynu HIRO a druga polskiej znanej firmy, ale jeszcze nie chcemy zdradzać o kogo chodzi. Oprócz tego w planach mamy kolekcję zimową, która będzie składać się z solidnych bluz, spodni i typowo zimowych rzeczy. Wszystkie elementy będą wyposażone w nietuzinkowe wzory. Nie możemy podać konkretnej daty, bo dopiero zaczynamy to robić, ale na pewno poinformujemy Was i Waszych czytelników o efektach.
10. Z tego co wiemy, oprócz prowadzenia marki odzieżowej mocno angażujecie się w imprezę Swag Show. Jak wygląda organizacja takie przedsięwzięcia? Za Wami kilka dobrych edycji. Skąd czerpiecie siłę, by ogarniać następne eventy?
Organizację Swag Show można sprowadzić głównie do dwóch czynności, czyli dzwonienia i pisania do odpowiednich ludzi i tak w kółko. Jeśli mamy chętnych wystawców to po prostu działamy. Będziemy to robić do momentu aż będziemy to czuli na sto procent i będzie nam się to opłacać. Następną edycję planujemy w grudniu. Już teraz możemy powiedzieć, że będzie to dwu dniowy event. Ponadto chyba skupimy się tylko na imprezie zimowej, bo inne edycje jak letnia czy jesienna są o wiele słabsze. Klimat świątecznych zakupów chyba robi swoje.
11. Parę słów od Was do czytelników The Illest…
POZDRAWIAMY WAS. Tylko tyle i aż tyle. Nie jesteśmy dobrymi poetami i dobrze wiemy, że gdybyśmy kombinowali tutaj z różnymi dewizami to nie wyszłoby to dobrze.